W wywiadzie udzielonym w Dubaju Viktor Orbán powiedział, że „Węgrzy już wiedzą, że przyszłość nie jest tam, gdzie mieszkają”. Jako premier Węgier – w sposób znamienny – nie powiedział, gdzie my mieszkamy, ale „gdzie oni mieszkają”. Orbán – jak sam o sobie mówi – nie jest jednym z nas, nie należy do narodu węgierskiego, innymi słowy: nie jesteśmy tym, kim on jest, ponieważ jest obywatelem świata, unoszącym się gdzieś wysoko w eterze, w bezpośrednim sąsiedztwie Boga, i stamtąd spogląda na nieszczęsnych Węgrów.

Orbán szuka miejsca dla Węgier w Azji, Ameryce, a nawet Chinach, nie kierując się zdrowym kompasem. Nie jest przypadkiem, że my, Węgrzy, myśleliśmy, że znaleźliśmy swoje miejsce, wchodząc w sojusz z tymi, z którymi jesteśmy związani na dobre i na złe.


Od lat Orbán powtarza, że ​​gwiazda Europy gaśnie i że istnieje coś lepszego niż liberalna demokracja. Przyszłość należy do systemów autorytarnych, krajów rządzonych przez silnych ludzi. Nieustannie zabiega o ich względy w Rosji, Chinach, Turcji, świecie arabskim, postkomunistycznych, zależnych od Moskwy krajach azjatyckich, a teraz także w Stanach Zjednoczonych.


Za wzniosłymi, banalnymi, narodowymi, patriotycznymi hasłami kryje się nic innego, jak prymitywny egoizm, barbarzyńskie pragnienie nieustannego powiększania majątku rodzinnego, proste zaklęcie bezwzględnej obrony własnych interesów przed wszystkimi innymi. Podobnie jak jego amerykański odpowiednik, który głosi, że Ameryka jest najważniejsza – Orbán posługuje się hasłem „Węgry przede wszystkim” i hasłami takimi jak „Bóg, ojczyzna, rodzina”, aby ukryć nagą prawdę o swojej dyktatorskiej żądzy władzy.


Ten okropny obraz społeczeństwa jest nie tylko odrażający, ale i nie do zaakceptowania dla narodu europejskiego, ponieważ nie chodzi w nim o dobrobyt wspólnoty, lecz wyłącznie o dobrobyt i nieograniczoną władzę jednej osoby nad pozostałymi. W tym przypadku ludzie są za Führerem, wodzem, przy którego stole nie ma miejsca dla nikogo innego. Tylko jego najbliżsi i ci, którzy umiejętnie rozpieszczają mistrza i tuczą jego geniusz pozbawionymi zasad hosanami, dostają kilka okruchów ze stołu.


Naród węgierski nie chce żyć pod rządami takiego przywódcy i w takim kraju. Chcemy wspólnie decydować o naszym kraju, wybierając w uczciwy sposób osobę, której ufamy, że będzie na co dzień zarządzać sprawami kraju w naszym imieniu i w naszym interesie. Nie ponad naszymi głowami, nie w opozycji do nas, ale służące społeczności. Aby pragnienie narodu węgierskiego mogło się spełnić, konieczne jest odsunięcie od władzy obecnego przywódcy, który stał się dyktatorem i traktuje kraj jak swoją własność, a ludzi jak niewolników, bezmyślną masę. X

Zsolt Zsebesi

Hozzászólás